Woda ID’EAU

Informacji o niezbędnej ilości wody jaką musimy w ciągu dnia wypić napisano już tyle że można się w tym pogubić. 8 szklanek, 1ml wody na każdą spożytą kalorię, 30 ml wody na każdy kilogram masy ciała, 0,5l na godziną wysiłku, wypić tyle ile kg straciliśmy po treningu, uwzględnić wodę zawartą w przyjmowanym pokarmie, uwzględnić tracone podczas wysiłku płyny…

Dziś prościej 🙂 Opiszę tylko wodę jaką miałem okazję spróbować.

ID’EAU

Nie ukrywam, że  byłem bardzo ciekawy tej wody, również z tego względu że pili ją podczas biegu uczestnicy 39. PZU Maratonu Warszawskiego.

Materiał z jakiego wykonana jest plastikowa butelka robi bardzo pozytywne wrażenie. Nie jest tak miękki. Opakowanie zbiorcze butelek chroni według producenta przed szkodliwym działaniem pól elektrycznych.

Jednak najważniejsza jest zawartość:

Ogólna mineralizacja: 464,9 mg/l

Skład

KATIONY:

Wapniowy: 90.68mg/l

Magnezowy: 10 mg/l

Sodowy: 10mg/l

Potasowy: 1.88 mg/l

ANIONY:

Wodorowęglanowy – 270 mg/l

Siarczanowy: 57,3 mg/l

Chlorkowy: 8,2 mg/l

Fluorkowy: 0,18 mg/l

Bardzo istotnym pozytywem wody Id’Eau jest jej smak. Jeśli ktoś po prostu nie lubił do tej pory smaku wód mineralnych to bardzo możliwe że smak ID’EAU będzie mu odpowiadał. Jest naprawdę łagodna. I to nie jest tylko moje subiektywne odczucie. Poczęstowałem wodą żonę oraz siąsiadów. Wszystkim smakowała.

Można przyczepić się do opisu na etykietce: naturalna woda mineralna – no nie do końca bo tak jak inne wody mineralne jest również napowietrzana. Nic w tym złego, chodzi bowiem o proces uzdatniania wody. Napowietrzanie (lub inaczej aeracja) ma na celu utlenienie jonów żelaza i manganu oraz siarczków a także usunięciu rozpuszczonych gazów (CO2, H2S, CH4) oraz lotnych związków organicznych.  Chodzi o utlenienie rozpuszczonych związków do formy stałej i zatrzymanie ich podczas filtrowania. Proces jak najbardziej słuszny, bo nikt by raczej nie chciał przyjmować do organizmu np. metanu.

Ogólna wartość składników mineralnych, decydujących o tym czy woda klasyfikowana jest już jako woda mineralna czy też jeszcze nie, to kwestia umowna. W Polsce, zgodnie z klasyfikacją wód przedstawioną w załączniku nr 5 do rozporządzenia Ministra Zdrowia „w sprawie naturalnych wód mineralnych, wód źródlanych i wód stołowych”  z dnia 31 marca 2011 roku (na podstawie dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 18 czerwca 2009 r.) wodę Id’Eau można zakwalifikować jako wodę niskozmineralizowaną. Jednak mineralizacja na poziomie 464,9 mg/l to nie jest mało. Warto przy tym zauważyć, że wielu innym znanym ze sklepów wodom noszącym miano mineralnych, wysoki poziom mineralizacji nabijają same aniony wodorowęglanowe i to w takiej ilości że bardzo niewiele brakuje im do miana wód zawierających wodorowęglany (wg. wymienionego wyżej rozporządzenia Ministra Zdrowia).  Same wodorowęglany oczywiście nie są złe, korzystne są szczególnie dla osób cierpiących na nadkwasotę ponieważ alkalizują kwasy żołądkowe, jednak wysoka ich zawartość będzie już niekorzystna dla osób z niedokwasotą. Woda Id’Eau nie posiada tak wielu wodorowęglanów, co niejako zwiększa jej uniwersalność.

Natomiast zawartość innego składnika znakomicie tę wodę wśród innych wyróżnia – anion siarczanowy w nasyceniu 57mg/l. To troszkę więcej niż posiadają znane wody wysokozmineralizowane. Co prawda Id’Eau nie posiada aż tylu siarczanów żeby mówić o jakimś ich szczególnym działaniu fizjologicznym (takowe byłoby od ok. 250mg/l) jednak porównywanie tej wody do wód leczniczych byłoby całkowicie nie na miejscu.

Fakt, iż woda Id’Eau nie zarzuca nas przesytem minerałów może przemówić na jej korzyść. Znany z zamiłowania do medycyny naturalnej, rosyjski biolog i chemik Michał TOMBAK zaleca ostrożność w piciu wód mineralnych. Według niego, wodę mineralną lepiej pić przez jakiś czas w ciągu 2-4 tygodni po czym należy koniecznie zrobić przerwę na 3-4 miesiące ponieważ niektóre z soli zawartych w wodzie mineralnej nie są wydalane z organizmu oraz nie są też przez niego przyswajane. Sam nie wiem co o tym myśleć.

W tym miejscu muszę wspomnieć że w opinii Michała Tombaka najkorzystniejsza jest woda „strukturowana”. Brzmi tajemniczo. Nie wdając się w chemiczne zawiłości, chodzi o to żeby organizm nie musiał tracić dodatkowej energii na przetworzenie i oczyszczenie spożywanej przez nas wody ale aby woda ta miała taki skład jak woda znajdująca się w komórkach naszego organizmu.  Wodę strukturowaną można „przyrządzić” sobie samemu gotując zwykłą wodę z kranu i zamrażając ją potem przez 2-3 godziny w temperaturze – 4⁰C.

A wszystko wzięło się z fascynacji długowiecznością Jakutów, pijących właśnie wodę z roztopionego lodu. Tak przy okazji świta mi coś w głowie, że natknąłem się kiedyś na informację że Finowie pijący wodę z lodowca mieli problemy z sercem ale nie mogę sobie już przypomnieć o co chodziło. Zdaje się że o znikomą mineralizację tej miękkiej wody którą pili.

Wracamy do Id’Eau. Jeden minus – cena. Zamawiając większe ilości tej wody przez Internet, za butelkę 0,66l  zapłacić można niecałe 3zł a za 1l niecałe 4zł. Sytuację poprawia darmowa wysyłka. Trzeba jednak zauważyć że np. za 1,5 l Cisowiankę zapłacimy w markecie mniej niż 2 zł. Jeśli popijamy sobie wodę pomiędzy wykładami na uczelni to zakup wody ID’EAU nie spustoszy nam kieszeni ale jeśli już ćwiczymy intensywnie i regularnie a więc wypijamy ok. 3l wody (lub więcej) dziennie to już niektórzy z nas będą musieli sprawę zakupu przemyśleć.

Według mnie, podczas kupowania czegokolwiek (i nie dotyczy to tylko wody), punktem wyjścia powinny być zawsze potrzeby naszego organizmu, z określeniem których są najczęściej większe problemy niż z określeniem tego czy jakaś woda, warzywo bądź cokolwiek innego jest nam potrzebne czy nie w takiej lub innej ilości.

Co do wód mineralnych – artykułów i opracowań, zalecających jej picie jest mnóstwo. Sam sporo jej piję. Nie trzymam się też kurczowo wskazówek Michała Tombaka aby pić wyłącznie wodę strukturowaną. Z problemem chorób serca swych obywateli rząd fiński poradził sobie ponoć wprowadzając zalecenia zwiększające mineralizację wody. Spotkać się też można z poradami aby nie stosować dodatkowych filtrów w domu i gotować wodę prosto z kranu. Oczywiście nie można też zapomnieć o minerałach, które dostarczamy (a przynajmniej powinniśmy) wraz z pożywieniem.

Jeśli zainteresowała Cię woda ID’EAU to szerszy jej opis znajdziesz tutaj: https://lepszawoda.eu/

Kwestia zakupu to oczywiście indywidualna sprawa ale jeśli zechcesz kupić wodę to trochę zaoszczędzisz wchodząc na odpowiednie strony i podając na jednej z nich kod rabatowy.

Na butelkę o pojemności 1l można uzyskać zniżkę 30% wchodząc na stronę https://lepszawoda.eu/ Tu nie ma potrzeby podawania kodu rabatowego.

Na butelkę o pojemności 0,65l możesz uzyskać zniżkę 10% wchodząc na stronę https://ideau.pl/ oraz podając następujący kod rabatowy: ideaub14

Dodatkowo, jeśli podczas zakupu na stronie https://lepszawoda.eu/ wybierzesz opcję „poleć nas na Facebooku” to wówczas automatycznie do ceny zostanie doliczone dodatkowe 5% rabatu (czyli łącznie 35% zniżki)

Wybór należy do Ciebie.

 

Co za dużo to niezdrowo

Przełączając przy porannej kawie kanały telewizyjne natknąłem się na program SONDA 2. Mowa akurat była o wodzie. Podobno można ją „przedawkować”. Temat mnie zaciekawił więc poszperałem w necie. Sporo tego jest.

woda

Skutkiem nadmiaru wody w organizmie będzie wzrost objętości płynów ustrojowych i ich rozcieńczenie, spadek stężenia jonów we krwi, zaburzenie równowagi elektrolitowej.  W praktyce odczujemy to po prostu jako osłabienie, bóle głowy, nieprawidłową pracę mięśni a w gorszym wariancie zaburzenia pracy serca .

Brzmi rzeczywiście poważnie.

Tak sobie teraz myślę, że intensywny wysiłek fizyczny trwający ponad godzinę jest po prostu niezdrowy. Niby wiemy że trzeba się nawadniać, pić napoje izotoniczne, zamiast wody źródlanej pić mineralną (ze względu na większą zawartość kationów sodu, wapnia i magnezu oraz wodorowęglanów), dostarczać w trakcie dłuższego wysiłku szybko przyswajalnych węglowodanów itp. ale czy jesteśmy w stanie się zaprogramować tak aby wlać w siebie akurat tyle ile potrzeba i ani kropli więcej? No bo do godziny czasu każdy zdrowy człowiek jest w stanie wykonać średnio intensywny wysiłek bez konieczności popijania. Czy to będzie praca w polu czy to bieg czy jazda na rowerze (sprawdzone empirycznie). Po takiej godzince to można sobie usiąść w cieniu, złapać oddech i spokojnie popijać aż ugasimy pragnienie. Organizm po prostu w odpowiednim czasie sam da nam znać że mamy się napić. Taki wysiłek jest naturalny dla naszego organizmu i raczej bezpieczny jeśli nic nam nie dolega. Słuchamy tego co nam ciało mówi.  Przy ćwiczeniach trwających dłużej niż godzinę zaczynają się schody. Jeśli wody mamy za mało – to szybko spadnie nasza wydolność a im pogoda cieplejsza tym gorzej. Niestety za dużo wody to też niedobrze bo rozcieńczamy płyny ustrojowe. Najlepiej wobec tego czas trwania sesji treningowych wydłużać bardzo powoli obserwując swoje samopoczucie w różnych warunkach pogodowych jednocześnie testując różne warianty nawadniania (małe łyczki, woda mineralna, izotonik, hipotonik). Można też sesji treningowych w ogóle nie wydłużać i ćwiczyć tylko do godziny unikając wysiłku w upałach i tak samo dobierać ewentualne starty w zawodach. Mocno uogólniając godzinny wysiłek jest również wskazany ze względu na glikogen, którego zapasy średnio wyćwiczony amator ma zgromadzone właśnie na ćwiczenia trwające około godziny czasu (oczywiście ten czas różni się od rodzaju wysiłku ale po prostu uogólniam). Dla wysiłków trwających około godziny stosuje się również dietę mieszaną. Rozróżnienie treningów wytrzymałościowych czy siłowych i stosowanie diet bogatszych np. w węglowodany lub na odwrót bogatszych w białko to już zaawansowana zabawa. Gdyby tak nie było zawodowcy nie korzystaliby ze sztabów lekarzy i dietetyków i każdy byłby mistrzem świata. Niestety tak nie jest dlatego amator musi być szczególnie ostrożny podejmując się regularnego a zwłaszcza intensywnego treningu. Wracając do samego nawadniania to ostatnim krzykiem mody jest woda kokosowa, nie tylko ze względu na bogactwo witamin (zwłaszcza z grupy B) i minerałów ale ze względu na porównywalny z osoczem krwi poziom elektrolitów. Kokos w ogóle ostatnio robi furorę, ponoć jest dobry niemal na wszystko (woda kokosowa, mleko kokosowe, masło kokosowe, olej kokosowy). Jest tak samo dobry jak stara znana zasada: Co za dużo to niezdrowo. 🙂