Na rower do Szwajcarii

Szwajcaria? Oczywiście! Jednak bez słonecznej pogody ten wyjazd nie będzie w pełni udany.

Nie musi być w 100% słonecznie jednak jeśli pada lub chmury są bardzo nisko to zostaniemy pozbawieni największych wrażeń jakie dostarcza wysokogórska jazda.

Ze średnich opadów w Szwajcarii wychodziło że początek września jest bardzo bezpieczny jednak nam pogoda dopisała częściowo ale wystarczyło jej na tyle abyśmy zdążyli się zachwycić cudownymi widokami. Tak przy okazji to warto śledzić pogodę na https://www.meteoswiss.admin.ch/home.html?tab=overview .

Przed wyjazdem na pewno będziemy musieli zarezerwować sobie nocleg. Dobrze jest zajrzeć na Airbnb ( https://www.airbnb.pl/ ) . Będziemy tam musieli założyć sobie konto. Oferty na tej stronie dotyczą zwykle pensjonatów, domów prywatnych z wygospodarowanymi miejscami dla gości ale cenowo wypada korzystnie. Przynajmniej na tyle aby wyraźnie więcej pieniędzy móc przeznaczyć na atrakcje turystyczne.

Do Szwajcarii wybraliśmy się samochodem i jest to według mnie dobry wybór środka transportu jeśli chcemy zabrać rowery i trochę bagażu i gdy nie jedziemy w pojedynkę. Wybierając się do Szwajcarii samochodem nie zapomnijmy wykupić całorocznej winiety na drogi płatne. Koszt nie jest wysoki (40 CHF). Osobiście nie wyobrażam sobie podróżowania samochodem po Szwajcarii bez winiety. Raczej więcej wyniknie z tego problemów komunikacyjnych niż korzyści.

Podczas przekraczania granicy nie zapomnijmy wyłączyć roamingu, a nawet całkowicie telefonu i od razu zaplanujmy krótką wizytę w jakiejś galerii handlowej po drodze aby kupić kartę działającego w Szwajcarii operatora sieci komórkowej bo korzystanie z własnej – dotychczasowej karty SIM okaże się megakosztowne. Ja wybrałem Lycamobile. Są też inne. Najlepiej popytać na miejscu o różne pakiety w różnych wariantach (np. na 7 dni) bo można kupić kartę SIM z internetem, który się nam przyda. 1-2GB powinno starczyć na korzystanie z google maps. Wydamy ok. 30-40 CHF a zaoszczędzimy kilka tysięcy złotych.

W  przypadku zamiaru poruszania się wszędzie rowerem możemy zrezygnować z zakupu bardzo atrakcyjnego Swiss Travel Pass. Co prawda daje on nam możliwość podróżowania niemal wszędzie jak również zapewnia zniżki przy wielu atrakcjach, jednak sam Swiss Travel Pass nie jest tani w zakupie. Jeśli zamierzamy sporo jeździć rowerem lub chodzić po górach to zakup tego biletu może okazać się niezasadny. Oczywiście wszystko zależy od naszych planów turystycznych i sposobu spędzenia czasu w Szwajcarii. Najlepiej sobie wejść na stronę https://www.swiss-pass.ch/ oraz na stronę szwajcarskiego przewoźnika https://www.sbb.ch/en/home.html i obliczyć sobie orientacyjne koszty naszych planowanych przedsięwzięć w kilku wariantach.

Gdzie pojechać na rower? Na pewno trzeba przekopać trochę internet. Warto zajrzeć na https://www.myswitzerland.com/pl/ czy ściągnąć na telefon apkę Switzerland-Mobility. Przyznam że brałem pod uwagę Gryzonię (piękne zdjęcia w necie) ale udaliśmy się do Interlaken, które ma bardzo dobrą bazę. Jest sporo knajp i restauracji, jest skydiving w tandemie, jaskinie, spore jeziora do opłynięcia no i oczywiście tereny na rower!

Nastawiając się na turystykę rowerową na pewno warto czasem skorzystać z pociągu co po objechaniu okolic pozwoli nam zapuścić się nieco dalej i pojeździć wysoko. Komunikacja kolejowa jest rewelacyjna. Pociągi są ciche i punktualne, no i oczywiście wagony są przystosowane do przewozu rowerów:

Infrastruktura kolejowa i drogowa robi niesamowite wrażenie. Jak to oni wszystko wybudowali? Tak wysoko? Przez góry? Czapki z głów.

Ale wróćmy do rowerów. Szosa – owszem widziałem szosowców ale najczęściej poruszających się na jednej drodze wraz z samochodami. Znacznie więcej i ciekawszych tras jest na rower górski. Trasy są bardzo dobrze oznaczone. Wiele kolejek linowych oferuje możliwość wjazdu wysoko wraz z rowerem (bo nie wszystkie – najlepiej planując wycieczkę zadzwonić do danej stacji). Często przy wyciągach spotkamy się z informacją: „No E-bikes” co jest zrozumiałe bo trudno aby obsługa wyciągu ładowała ciężkie maszyny na stelaże dołączone do gondolki. Poza tym mając E-bike’a można samemu wjechać na szczyty (a Ci mocniejsi wjadą i bez baterii). U podnóża gór często znajdziemy wypożyczalnie E-bików. Co ciekawe na niektórych trasach można też tę maszynę doładować ale nie interesowałem się tym szerzej bo my mieliśmy swoje tradycyjne rumaki.

Z Interlaken atrakcyjne okazały się dla nas dwa kierunki: na miejscowość Mürren (poniżej jest miejscowość  Stechelberg skąd można wjechać kolejką linową na Schilthorn znany ze starych filmów o agencie 007) oraz na Grindelwald. Do Mürren pojechaliśmy radośnie rowerami wspinając się od Lauterbrunnen w górę:

No pogoda dopisała ale i tak nie jest to wyzwanie dla każdego. Trzeba mieć trochę pary w nogach. Zabrakło nam nieco dnia żeby spróbować pokluczyć po szlakach. Dlatego mając chrapkę na wspaniałe widoki jakie widzieliśmy w internecie, do Grindelwald udaliśmy się pociągiem aby stamtąd wjechać kolejką linową na First i cieszyć się jazdą z pięknymi wysokogórskimi widokami.

Plan podróży zadziałał w 100%. Gorzej było z pogodą

Inne atrakcje: Glacier 3000 (potrzebny samochód aby podjechać), Wodospady Trümmelbachfälle czy wjazd kolejką na Jungfraujoch (tam nie byliśmy).

Również sama jazda samochodem po górskich serpentynach dostarcza ciekawych wrażeń, czego doświadczyliśmy wybierając się do Zurich.

O rodzimych specjałach typu Rösti, nie będę się rozpisywał. Smaczne. Lubię tłuste jedzenie. Składniki dobrze znane z naszej kuchni czy też kuchni niemieckiej.

Myślę że całkiem nieźle wykorzystaliśmy czas. Oczywiście teraz jestem mądrzejszy i zaplanowałbym pobyt jeszcze lepiej.

Zdaję sobie sprawę że wielu turystów omija Szwajcarię ze względu na reputację drogiego kraju. Hmm, różnice w cenach były (zwłaszcza w małych sklepikach spożywczych dlatego produkty na kolację czy śniadanie lepiej kupować w marketach), jednak nie wydaje mi się aby Szwajcaria mocno odbiegała od cen w Belgii czy Holandii. Poza tym dużo zależy od sposobu aktywności jaki wybierzemy. Jeśli nastawimy się na jazdę rowerem to uważam że przy dobrym planowaniu pobyt w Szwajcarii nie wypadnie dużo drożej niż w sąsiadujących ze Szwajcarią krajach. Oczywiście wszystko jest względne. Jednak widoki (o ile jest dobra pogoda) sprawiają że każdy kto lubi przyrodę nie będzie żałować.

Lazurowe Wybrzeże, Prowansja i coś ekstra.

UUU jak tu wieje nudą. Dlatego już dzielę się wrażeniami z końca marca….

Lazurowe Wybrzeże lub inaczej Riwiera Francuska i w ogóle Prowansja – chyba każdy kto tam był uległ urokowi tego regionu. My również. Góry, morze, zapach lawendy (niestety w marcu tylko w sklepach) oraz zabytki (w tym pochodzące również z czasów rzymskich) – to wszystko w połączeniu ze słońcem, ciepłem i wyśmienitym jedzeniem robi duże wrażenie.

Jedynym minusem może być tłok (w marcu nie było źle), ciasne uliczki i styl jazdy miejscowych co znajduje odbicie w stanie karoserii jeżdżących tam pojazdów. Troszkę to przypomina Włochy. Również styl ciasnej zabudowy jest podobny. Nawet to czasem ładnie wygląda ale już mieszkanie w takich warunkach na stałe pewnie nie każdemu przypadłoby do gustu. Oczywiście są i ładne, większe domy czy wille. Oczywiście.

Wybraliśmy się z Holandii samochodem. Nasze główne etapy: NICE – MONACO – WĄWÓZ VERDON – AVIGNON – MARSEILLE – no i coś extra BARCELONA

Zwiedziliśmy troszkę więcej bo jadąc samochodem z jednego miejsca w drugie zawsze jest po drodze coś ciekawego np. jadąc z Avignon do Barcelony warto zatrzymać się w Nimes i zobaczyć imponujące Koloseum, może mniejsze niż to w Rzymie ale za to lepiej zachowane i ciągle otwarte dla różnych imprez (no może za wyjątkiem walk na śmierć i życie 🙂 ):

Tak, tak, jesteśmy wciąż we Francji…

Nocując w jednym miejscu przez kilka dni i posiadając samochód można zwiedzić mnóstwo miejsc dookoła. Nasze pierwsze zakwaterowanie w Nice – pozwoliło nie tylko na zwiedzenie tego miasta ale też „obskoczenie” kilku innych miejsc: Monaco, Cannes, Saint Tropez.

Na Lazurowym Wybrzeżu pozwoliłem sobie na odrobinę gastronomicznego szaleństwa i choć owoce morza wcześniej nie znajdowały miejsca w moim menu, uznałem że należy kontynuować podróżniczą tradycję próbowania miejscowego jadła. I… nie pożałowałem. Świeże owoce morza a „to coś” wyciągnięte z zamrażarki to jednak niebo a ziemia.

aaaaa… drugie, trzecie i czwarte zdjęcie to już jedzonko w Barcelonie. Tylko pierwsze zdjęcie jest z Nice – niby prosty zestaw ale smak… mmm… Dwa zdjęcia powyżej zrobiłem na targowisku La Boqueria w Barcelonie – te wszystkie „milutkie zwierzątka” ruszały wciąż nóżkami, wąsikami i czym co miały jeszcze….

Rozpędziłem się z Barceloną a tu jeszcze z Monaco i Francją nie skończyłem.

Monaco bardzo czyste i ciekawie położone w górzystym terenie. Z Nice rzut beretem. Oprócz spaceru po mieście, warto wejść do Oceanarium (bardzo duże, ok. 2-3 godzin zwiedzania, oczywiście można szybciej ale po co), zobaczyć kolekcję samochodów Księcia Monaco (oprócz powozów z XIX w. zbiory pojazdów od początku XX w. w tym bolidy F1 – ogromna kolekcja, można tam spędzić 2 godziny i więcej) oraz pospacerować po Jardin exotique de Monaco (też ze 2 godz.). Ważna informacja – kupując bilety do Oceanarium warto spytać o wejściówkę do kolekcji samochodów Księcia Monaco – powinniśmy ją otrzymać w bardzo korzystnej cenie.


Jaki to byłby artykuł bez akcentu rowerowego. Poniżej stajnia miasta Nice:

Do Monaco na takich kozach byłoby za ciężko bo tereny w okolicy Nice (no i Monaco) są bardzo wymagające dla rowerzystów, jednak trasy są bardzo malownicze i przyciągają kolarzy. Tutaj nie mogę się powstrzymać od zamieszczenia zdjęcia jakie zrobiłem sobie z 85 letnim kolarzem:

w jego wieku chcę tak samo jeździć.

Z Nice pojechaliśmy do Avignon ale „zaliczając” najpierw wąwóz Verdon. Ciekwe wrażenia zapewnia przejazd drogą D71 z miejscowości Comps-sur-Artuby do miejscowości Moustiers-Sainte-Marie – naprawdę ta klimatyczna maleńka miejscowość robi ogromne wrażenie. Nie tylko ze względu na średniowieczną zabudowę.

Avignon – oczywiście spacer po mieście. Warto zwiedzić Pałac Papieski. Mimo iż to głównie gołe ściany (został ograbiony podczas rewolucji francuskiej) to jednak kompleks pałacowy jest wielki jak …..  ..ć. Tu ciekawostka – to właśnie w tym pałacu wydano zgodę na koronację naszego Łokietka. Most w Avignon – dobrze wygląda z zewnątrz ale kupując bilet do Pałacu Papieskiego można się załapać jednocześnie na most a tam znajduje się ciekawa prezentacja o sposobie budowania mostów w średniowieczu.

Marseille – można to miasto pominąć. Jeśli mamy czas to oczywiście jak najbardziej zajrzeć. Tutaj odchodząc od głównych ulic można bardziej przekonać się o „sławnych zapachach” francuskich miast.

Barca – tam trzeba pojechać. Czysto, ładnie, ciepło, ciekawie, przyjemnie. Bardzo duża aglomeracja ale jeśli nie jesteśmy detalistami i muzealistami to można w 3 dni Barcę zwiedzić, a nawet w dwa dni jeśli nie załapiemy się na bilety w ciekawe miejsca bo np. do Sagrada Familia czy Park Guell musimy dużo wcześniej zaklepać bilety online. My tego nie wiedzieliśmy – nasz pomysł na Barcę nastąpił spontanicznie kiedy byliśmy w Avignon dlatego w dwa dni się zmieściliśmy (mowa o pełnych dniach i zwiedzaniu od rana do wieczora). W takim wypadku polecam przyjęcie wariantu dwóch okręgów – małego i dużego. Mały okrąg – chodzimy pieszo po ścisłym centrum wszędzie tam gdzie pieszo da się dojść. Duży okrąg – jeździmy od punktu do punktu metrem. Zwłaszcza fani futbolu powinni taki wariant przyjąć – na Camp Nou jest trochę daleko od centrum. Pamiętać należy że jeśli Barca gra mecz to nie można zwiedzić stadionu. My właśnie nie weszliśmy bo tego dnia Barca grała z Espanyolem. Warto wiedzieć że upominki w sklepie klubowym Barcy przy Camp Nou wcale niekoniecznie są droższe od tych które możemy dostać na mieście (mówię o tym bo niektórzy twierdzą inaczej) a za to mamy pewność że kupujemy oryginalny produkt. Co do noclegu to szukając oszczędności warto poszukać czegoś na obrzeżach aglomeracji ponieważ kolejka bardzo sprawnie podwiezie nas do centrum. My spaliśmy w Badalona. Oprócz kolejki dojeżdża tam też metro, więc nie było żadnych problemów ze sprawnym dojazdem do centrum. Na koniec, w kontaktach z miejscowymi pamiętajmy że Barca to Katalonia (lub Katalonia to Barca). Akcenty tożsamości narodowej (flagi Katalonii) znajdziemy w tym mieście niemal na każdej ulicy.

   

  Jeszcze garść praktycznych uwag:

1. Winieta za przejazdy drogami płatnymi w Szwajcarii ważna jest cały rok.

2. Planując podróż samochodem przez Francję (i dalej) warto zajrzeć tutaj: https://www.autoroutes.fr

3. Jadąc samochodem pamiętać należy o tzw. strefach ekologicznych (zielonych) czy inaczej strefach niskiej emisji spalin (Niemcy, Francja). Dla łatwiejszej orientacji w tych strefach (bo np. niektóre nie obowiązują cały rok) można sobie ściągnąć np. apkę Green Zones. Ale z zakupem etykietki (takiej do naklejenia na szybę w samochodzie) poprzez różne aplikacje proponuję się wstrzymać bo zwykle ceny są w tych apkach zawyżone. Lepiej poszperać na stronach francuskich lub niemieckich o zielonych strefach i tam zakupić nalepkę na szybę

4. W krajach nie należących do Unii Europejskiej wyłączajmy telefon – nie wiem czy wszyscy operatorzy sieci tak robią ale mój (bez nazwy) policzył mi bajońskie koszty za usługi zarówno w Szwajcarii jak i w Monaco. (tak na marginesie w Szwajcarii byłem tylko 3 godziny i wysłałem 1 sms).  Dla przykładu mojej żonie Play za przejazd przez Szwajcarię nie policzył ani grosza.

 

 

 

 

Holandia………..

Jeszcze nie mam pełnego rozeznania aby potwierdzić słowa Roberta Górskiego ze znanego skeczu ale dla rowerzystów Holandia może być rzeczywiście rajem:

Jak do tej pory wszędzie gdzie byłem, rowerzysta nie walczy o przetrwanie, ruch samochodowy jest płynny i spokojny, w każdej miejscowości są wyraźne pasy dla rowerów i samochody nie ocierają się o rowerzystów:

Pewnym smaczkiem może być pokonanie trasy znanego szosowego klasyka:

Infrastruktura rowerowa wręcz krzyczy aby wsiąść na rower szosowy i rzeczywiście jazda rowerem to tak oczywista czynność jak wypicie rano kawy czy herbaty. Rozpiętość wiekowa rowerzystów spora – od kilku lat do 70+.  Jeśli sił brakuje na pedałowanie to od czego są ebike’i? Jeśli zdrowie nie pozwala aby wsiąść na rower to od czego są wózki elektryczne? Nikt w domu zamknięty nie siedzi.

Trudności z trafieniem na właściwą trasę rowerową miewaliśmy tylko tam gdzie były remonty. Poza tym wszędzie można trafić rowerem bez większego trudu a zwiedzanie okolicy rowerem jest bardzo komfortowe nie tylko w Holandii ale też u naszych sąsiadów:

W Aachen właśnie nie mogłem się oprzeć zrobieniu zdjęcia stajni miasta:

Zakup szosówki coraz bliższy…

Jagody na ratunek – biegunka

Dziś mało przyjemny temat ale jakże ludzki. Właśnie padłem jego ofiarą. W pracy ledwo żyłem nie mówiąc już o tym że na rowerze nie jeżdżę od dwóch tygodni (a bo to praca, a bo to wyjazdy na komunie, a bo to osłabienie itd., itp.) Podczas biegunki traci się sporo elektrolitów, a ich uzupełnianie jest trudne jeśli biegunka utrzymuje się przez dłuższy czas. Częstym winowajcą są bakterie Escherichia coli (E. coli) i tutaj z pomocą przychodzi natura:

Jagody (tudzież czarne jagody, czarne borówki, czernica – co region to inna nazwa własna 🙂  ) są bogate w antocjanozydy, które mają właściwości bakteriobójcze – także wobec bakterii E. coli. Co ciekawe, w sklepach bardzo konkurencyjne dla „naszej popularnej jagody” są borówki amerykańskie, jednak nie mają one tak bogatego składu chemicznego jak „nasze jagody”. Celowo piszę słowo „nasze” w cudzysłowiu bo oczywiście borówka czarna nie występuje tylko w Polsce, a zupa jagodowa przywędrowała do nas zdaje się ze Szwecji. („To cóż że ze Szwecji” chciałoby się rzec 🙂 )

W trakcie biegunki zaleca się również spożywanie produktów zawierających skrobię i unikanie mleka oraz pokarmów kofeinowych.

Szczególnie podczas podróży warto pamiętać o podstawowych środkach ostrożności. Spożycie bakterii E. coli podczas przeróżnych wojaży, zwłaszcza w miejsca o odmiennej specyfice klimatycznej, następuje przede wszystkim podczas zjadania surowych warzyw i owoców, nieprzegotowanej miejscowej wody, niedogotowanych lub źle przechowywanych mięs, surowych owoców morza itp.

Cypr

Nastawienie na kąpiel i zwiedzanie ale o opcjach rowerowych też wspomnę.

Jeśli o mnie chodzi to bardzo męczę się w upale i lato jak dla mnie odpada aby pojeździć na Cyprze na rowerze. Do tego dochodzi dużo większa wilgotność niż w Polsce (ok. 70%) – po paru minutowym spacerze po mieście już się ze mnie lało.

Jeślibyśmy chcieli pojeździć na rowerze to najbardziej odpowiednią porą będzie raczej jesień lub wiosna. W hotelu poznałem przedstawiciela handlowego Kross’a – spędzał akurat wakacje z żoną i synem. Powiedział mi że przyjeżdżają większą ekipą na Cypr w marcu. Wówczas temperatura oscyluje w granicach 25 stopni jednak w górach Trodoos (naprawdę spore góry – mnóstwo długich i stromych podjazdów) spada już ona do kilkunastu stopni więc trzeba zabrać jakąś kamizelkę ze sobą co by się nie wychłodzić. Kultura kierowców jest b. wysoka. Cypryjczycy dbają o turystów i nikt na nas nie zatrąbi, nawet jeśli jedziemy wolno większą grupą i nie ma jak nas wyprzedzić. Takie wrażenia z wyjazdów kolarskich miał poznany przeze mnie kolarz-amator a wyjeżdżał już kilka razy. Może skuszę się na wyjazd z nimi w przyszłym roku.

Trodoos 1Trodoos 2Trodoos 3Trodoos 4

Ponieważ nie samym rowerem człowiek żyje, parę słów o naszym wyjeździe:

Byliśmy w Pafos – w południowo zachodniej części Republiki Cypryjskiej. Jest tam sporo do zobaczenia: park archeologiczny, w którym znajdują się starożytne ruiny z dobrze zachowanymi mozaikami z mitologicznymi motywami (odkryć dokonali polscy archeolodzy o czym wspominają tabliczki informacyjne), katakumby, w których chowano co bogatszych zmarłych, kościół Agia Kyriaki Chrysopolitissa z kamieniem, przy którym według tradycji biczowano św. Pawła (tzw. pręgierz św. Pawła) no i oczywiście wokół morze – błękitna laguna (odradzam ze względu na tłok), skały Afrodyty itp.

grobowce królów 1grobowce królów 2Pafos 1Pafos Mozaiki

WąwózPlaża

Warto wypożyczyć samochód (92 Euro za 2 dni) – można zwiedzić Nikozję (spotkamy się z nazwą Lefkosia – miasto takie sobie, mimo kilku ciekawych obiektów można je sobie odpuścić), Limassol (ładna część portowa) i wybrać się w góry Trodoos aby zwiedzić malownicze wioski górskie, zabytki lub klasztory jak np. w Kykkos:

Trodoos 5Trodoos 6

Żałowałem że nie obejrzeliśmy ciekawych historycznie miejscowości po stronie tureckiej – Kyrenii i  Famagusty. Jeżdżąc wypożyczonym samochodem warto wiedzieć, że cypryjskie ubezpieczenie nie obowiązuje po stronie tureckiej – w razie stłuczki płacić będziemy z własnej kieszeni.

Hotel – nie warto brać All inclusive jeśli nastawiamy się na turystykę, no chyba że chcemy całymi dniami leżeć albo na plaży albo przy hotelowym basenie (bez sensu). Ponadto trzygwiazdkowe hotele pod względem gastronomicznym, mogą nie spełnić naszych oczekiwań i tak czy siak będziemy szukać czegoś smacznego na mieście.

Podróżując po Cyprze i zaglądając w różne (nie konieczenie oblegane przez turystów) miejsca będziemy mieli okazję zapoznać się ze smacznym miejscowym jedzeniem jak np. Mousaka

Morze – czyste i ciepłe choć gdzie niegdzie może zdarzyć się, że niesiony przez wodę piach utrudni nam oglądanie toni wodnej, co może być niebezpieczne bo nie widzimy głazów czy skał, które mogą być bardzo blisko lustra wody. Warto zabrać maskę bo woda jest cholernie słona a jeśli jest przejrzysta to można sobie trochę pooglądać – ja widziałem ośmiornicę (uwaga bo świetnie się maskuje – jej kolor zlewa się z piaskiem a ośmiornica potrafi szybko skoczyć no i niektóre parzą)

Zakupy – nie kupować przy głównych ulicach (deptakach, promenadach itp.) tam zazwyczaj jest kilka euro drożej dlatego warto odejść jedną uliczkę w głąb i już mamy inne ceny. Towar znajdujący się przy głównych deptakach dostępny jest również w każdym markecie w tańszej cenie.

Lokalsi – wszędzie czuliśmy się bezpiecznie. Cypryjczycy dbają o turystów (w końcu zarabiają na nas) ale z kilku sytuacji wywnioskowałem, iż gościnność jest rzeczywiście ich narodową cechą i są naturalnie uprzejmi i mili. Są też pracowici.

Ciekawostka – nawadnianie na Cyprze to naprawdę heroiczny wysiłek:

Nawadnianie na Cyprze

 Inne Podstawowe informacje:

Waluta: EURO

Religia: Prawosławie (w kościołach nie klękamy)

RUCH LEWOSTRONNY!!! (pozostałość po brytyjskiej okupacji)

Słońce – bardzo silne – zdecydowanie odradzam opalanie się w godzinach południowych nawet przy zastosowaniu wysokiego filtru.

Pranie – mokre rzeczy rozwieszajmy jeszcze za dnia (w nocy nam nie wyschną – za duża wilgoć).

Ze względu na skomplikowaną historię Cypru, lepiej pomijać w rozmowach tematy polityczne.

Obóz kolarstwa górskiego Voyager WAT Łomnica Zdrój 01 – 07.05.2016

Hej góry, chciałoby się rzec. Obóz już dawno za mną a ja dopiero teraz znalazłem trochę czasu aby coś sklecić po wyjeździe.

Jak co roku trener ekipy VOYAGER WAT (klub kolarski Wojskowej Akademii Technicznej) organizuje obóz w Nowosądeckim. Po raz kolejny była to Łomnica Zdrój – mała miejscowość tuż obok Piwnicznej Zdrój (jakieś 20km na południe od Nowego Sącza) i przy granicy ze Słowacją. Nie zawsze uczestniczę (wiadomo różnie to bywa) ale w tym roku udało mi się przyjechać i spotkać ze starymi znajomymi. Nastawienie głównie na zabawę niż na jakiś rygorystyczny trening. Pogoda nam raczej dopisywała choć opady jakie w zasadzie były codziennie po południu i wieczorem nie pozwalały na osuszenie się szlaków przez co żałowałem że zamiast fulla nie wziąłem sztywniaka na 29 calowych kołach bo w główniej mierze pojeździłem po gładkich odcinkach. Ziemia w okolicach Piwnicznej jest trochę gliniasta i jednodniowe szaleństwo po błocie wybiło mi z głowy kontynuowanie takich eksperymentów. Studenci WAT szaleli codziennie po błotnistych szlakach… no ja po jednym czyszczeniu roweru uznałem że szkoda czasu na takie dłubanie. Oczywiście mieliśmy w pensjonacie „Nad Potokiem” dostęp do myjki ale mi osobiście takie polewanie roweru nie odpowiada.  Muszę jeszcze dodać że koszt zakwaterowania w pensjonacie był śmiesznie niski – 75 zł od osoby za dobę a w tym śniadanie, obiad i kolacja. Porcje takie że nie trzeba było się dożywiać. Niestety Piwa w pensjonacie nie serwowano ale grill i kominek były dostępne 🙂

Poniżej zamieszczam filmik (bez muzyki co by usłyszeć choć trochę szum wiatru i gum lub raczej jakieś stuki 🙂  co by poczuć klimacik.

Na rower do Chorwacji?

Chociaż przed wyjazdem rowery w ostatniej chwili wypakowaliśmy z samochodu 🙂 (za dużo mieliśmy naładowane) to jednak na tyle poznałem okolice Velebitu (region Kvarner) że spokojnie mogę polecić zabranie ze sobą do Chorwacji rowerów ale od początku.

Trasa

Częstochowa –Katowice – Gorzyczki –Ostrava – Ołomuniec – Brno – Wiedeń – Graz –Lenart – Ptuj – Zagrzeb – Senj

W Austrii dojeżdżając do granicy ze Słowenią (za miejscowością Leibnitz) zjechaliśmy na Mureck i do Słowenii wjechaliśmy w miejscowości Trate. Ominęliśmy autostradę wiodącą przez Maribor. Opłaca się to z dwóch względów: W Słowenii możemy wykupić Vinietę tylko na tydzień a nie jak w Czechach czy Austrii na 10 dni, poza tym autostrada A4 kończy się w Mariborze i dalej trzeba i tak jechać zwykłą krajówką. Słowenię pokonaliśmy przez Lenart i Ptuj, za którym wjechaliśmy na krajową E59 (dalsza część kończącej się słoweńskiej A4) i przez Macelj wjechaliśmy do Chorwacji. Tu niespodzianka: jakieś szlabany i punkty kontrolne na których trzeba było okazać dowód osobisty. Dalej już łatwo autostradą (bramki- tu lepiej mieć trochę Euro w bilonie żeby nie dostać reszty w kunach po niższym kursie) na Zagrzeb potem na Split i za miejscowością Brinje zjechaliśmy z autostrady na Senj.

Waluta

Jeśli chodzi o samo przemieszczanie się samochodem to w Czechach dobrze jest mieć przy sobie około 500 koron (300 na 10dniową vinietę i resztę na jakąś kawę czy ciepłą zupę). Nasi południowi sąsiedzi mają bardzo przystępne ceny. W Austrii wiadomo – Euro. W Chorwacji oprócz Euro dobrze jest mieć trochę waluty w Kunach – wychodzi taniej i często w lokalach akceptują tylko gotówkę. W sklepach czy na stacjach nie ma problemu – wszędzie można płacić kartą.

Język

Najlepiej znać chorwacki 🙂 Niby polski to pokrewny język ale różnic jest zbyt wiele aby się zawsze dogadać. Drugim językiem jest niemiecki. Coś im zostało ze starej współpracy :-). Sami Niemcy zaś z mojej obserwacji czują się w Chorwacji jak u siebie w domu. Angielski – owszem ale nie wszędzie. Zazwyczaj jego znajomość w lokalach czy sklepach jest podstawowa. Wszystkie powyższe uwagi dotyczą prowincji. Nie byliśmy w Zagrzebiu, Zadarze czy Splicie – podejrzewam że tam sytuacja językowa jest na pewno lepsza.

Zakwaterowanie

Tu oczywiście nie ma reguły. Można wynająć apartament (najczęściej jest to jakaś oddzielna kondygnacja w domu z osobną kuchnią i łazienką) za 30 euro za dobę a można i za 60 – 70 Euro. Wiele zależy od położenia lokalu, jego jakości, pory roku i naszych umiejętności negocjacyjnych. W Pletwickich Jeziorach spotkaliśmy polską czteroosobową rodzinę. Jak przyznali – w Zadarze płacili 70 Euro za dobę. Generalnie najkorzystniej wypadają koszta jeśli pojedziemy jakąś większą ekipą i wynajmiemy cały dom (Kuća) wówczas koszta mogą spaść nawet do 15 Euro za dobę od osoby i to nawet w zatłoczonej Makarskiej. Jeśli chcemy znaleźć coś w rozsądnej cenie to nie możemy zostawiać sobie poszukiwań na wieczór. Chociaż o takiej porze możemy też napotkać miejscowych, którzy sami szukają klientów to jednak w małych, nadmorskich miejscowościach znacznie częściej napotkamy problemy a nasza pozycja w ewentualnych negocjacjach będzie spadać liniowo wraz z każdym wydłużeniem promieni zachodzącego słońca. Dlatego dobrze jest w drodze do Chorwacji przespać się jeszcze w Austrii na ostatnim parkingu przy autostradzie i zawitać do Chorwacji bardzo wcześnie. My wybrzydzaliśmy w Svetym Juraju (10km na południe od Senj) i ostatecznie w Jablanacu przespaliśmy się w strasznych warunkach za 35 Euro. Nazajutrz rano już w sąsiedniej Stinicy znaleźliśmy (poprzez miejscową informację turystyczną) bardzo przestronny i wygodny apartament  w ciekawie położonym domu z pięknym widokiem na morze w cenie 30 Euro za dobę.

Park Narodowy Velebit – CZAS NA ROWER!!!

Miało być o trasach rowerowych. Przepraszam za długi wstęp ale uznałem że garść konkretnych informacji na pewno się przyda. No więc rower. Zakwaterowaliśmy się w Stinicy (Region Kvarner) która leży w bezpośredniej styczności z morzem od zachodu a od wschodu przylega do Parku Narodowego Velebit. Park ten oprócz ścieżek trekkingowych ma również trasy rowerowe. Po przejściu pieszo około 40km podczas jednodniowej wycieczki, powiem jedno: CZAD!!! Ze Stinicy można zrobić sobie około 19km bardzo ciężki podjazd asfaltem (z czego 15km to naprawdę fajna droga z przejeżdżającymi co prawda od czasu do czasu samochodami ale jest bezpiecznie) do samego wjazdu do Parku (1451m n.p.m.) a dalej używać ile wlezie z dala od samochodów. Jeździ się wówczas rowerem na wysokościach w zakresie 1200-1600m n.p.m. Szlaki rowerowe dość szerokie, najczęściej typu gravel (makadam). Jadąc nimi od czasu do czasu pojawia się nam widok na morze. Najlepiej jest wziąć sobie mapę z informacji turystycznej. Ta, którą ja dostałem opisuje 6 tras rowerowych o łącznej długości 118km. Długość ta jest liczona co prawda od nadmorskich miejscowości (Senj, Sveti Juraj itd.) ale patrząc na mapę naprawdę sporo nam pozostaje w terenie. Bardziej leniwi mogą zapakować rower do samochodu i podjechać pod sam wjazd do parku narodowego (wstęp płatny) i dopiero stamtąd ujeżdżać bicykla. Co do jeżdżenia po ważniejszych drogach łączących nadmorskie miejscowości to jestem do tego nastawiony sceptycznie. Krajowa „8” łącząca Rijekę z Zadarem nie nadaje się według mnie na rower. Za dużo samochodów a na dokładkę wijąca się serpentynami droga nie zostawia często miejsca do ewentualnej ucieczki na pobocze. Na wyspie Rab również widziałem kilku szosowców dzielnie przenikających między wężem pojazdów ale osobiście skorzystałbym prędzej z wydzielonych tam terenowych tras. Jak na złość nie mogę nigdzie znaleźć zdjęć jakie zrobiłem z wycieczki do Velebitu. Jak tylko znajdę więcej to zamieszczę. Chorwacja Widok z przełęczy na Senj Chorwacja Przerwa na wybrzeżu

Coś więcej niż rower

Ze Stinicy regularnie (w sezonie prawie całą dobę i to w niewielkich odstępach czasowych) pływają duże promy na wyspę Rab. Można z nich skorzystać gdy spokojna okolica Velebitu nam się znudzi. Jeden prom zabiera kilkadziesiąt aut. W połowie wyspy znajduje się ciekawa miejscowość o takiej samej nazwie i można pospacerować po uroczych, wąskich uliczkach i podziwiać zabytki. Po zabudowie starówki widać wyraźnie wpływy włoskie (weneckie). Im dalej na południe Chorwacji (Dalmacja) tym ciekawiej – oczywiście jeśli ktoś lubi zwiedzać i interesuje się urbanistyką. Wnętrze lokalu CHorwacja Rab Chorwacja Rab od strony morza Chorwacja Rab uliczka

Najlepiej nie wybierać się do najbardziej rozreklamowanych miejsc w weekendy: Omijac w weekendy

Jeśli zakwaterujemy się w nadmorskiej miejscowości to rzecz jasna o każdej porze możemy wybrać się na plażę (najlepiej jednak latem nie wybierać południowej pory – za gorąco). Mocno słona woda znakomicie unosi na powierzchni – fajna sprawa jeśli chcemy kogoś nauczyć pływać. Jeśli szkoda nam kasy na maskę, rurkę i płetwy to dobrze jest mieć oprócz obutych nóg (ostre kamienie na dnie) przynajmniej okulary pływackie bo czysta woda umożliwia obserwację na wiele metrów – pływa sporo rybek. Oprócz nich to najwięcej widziałem delfinich odchodów 🙂 i jakieś taśmy po amunicji :-). Najlepiej podczas nurkowania niczego na dnie nie dotykać bo może użreć :-). Jeśli dopisze szczęście to może uda się nam spotkać delfiny. My z żoną dostrzegliśmy ogromne stado ale staliśmy na drodze i podziwialiśmy z daleka. Co do innych, mniej miłych zwierzątek to opinie są różne. Niektórzy uparcie twierdzą że rekinów nie ma. Z ciekawości sprawdziłem w necie i jakieś pojedyncze incydenty w przeszłości odnotowywano. Niemniej lepiej nie wypływać wpław daleko poza grupy kąpiących się ludzi. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.

Z góry na morze

Podsumowanie

Pobyt w Chorwacji mogę uznać za ciekawy. Przepraszam za brak entuzjazmu ale ten wyjazd solidnie mnie zmęczył. Nie lubię upałów. Dodatkowo męczyłem się, kiedy przez kilka dni zbierało się na burzę bo oprócz temperatury doszła parność. W nocy mieliśmy problemy ze snem. Mieliśmy co prawda klimatyzację ale wyłączaliśmy ją aby uniknąć przeziębienia. Jeśli miałbym wybierać to wybrałbym się na kilka tylko dni do Dalmacji aby zwiedzić Split i Dubrovnik i to we wrześniu lub w październiku. Niższa temperatura a i tłok mniejszy. Przyroda w Polsce też ciekawsza bo ta wzdłuż wybrzeża w Chorwacji jałowa jakaś . Reasumując na rower zamiast Chorwacji polecam Polskę.

Urlop w Austrii

W Austrii byliśmy 2 lata temu w sierpniu. Region Salzkammergut oferuje piękno wysokich gór i lasów połączone ze wspaniałymi widokami na jeziora, przepięknie wkomponowane w ten górski krajobraz.
Jadąc od Linz na Salzburg zjeżdżamy sobie z autostrady na wysokości Seewalchen am Attersee i możemy objechać sobie całe jezioro w poszukiwaniu miejsca gdzie chcielibyśmy wynająć kwaterę. Ceny kwater jakie można znaleźć w internecie mogą tych oszczędniejszych wprawić w zakłopotanie ale nie ma co się zrażać – naprawdę można znaleźć coś za rozsądną cenę a zakwaterowania szukać w internecie należy wówczas w powiązaniu ze słowem Privatzimmer. Warto skorzystać z miejscowych punktów informacji turystycznej (sa w każdej miejscowości, czynne chyba z tego co pamiętam od 8 lub 9 do 16.00 lub 17.00) bo chodząc od pensjonatu do pensjonatu możemy stracić sporo czasu i niekoniecznie dobrze wybrać. My zajrzeliśmy do kilku gospodarzy a ostatecznie skorzystaliśmy właśnie z tego co zaproponowała nam Pani w informacji turystycznej w Unterach. Jeśli chodzi o noclegi to oczywiście nie ma z tym problemu. My z żoną wybraliśmy wariant ekonomiczny i nie rozglądaliśmy się za apartamentami ale wzięliśmy sobie pokój dwuosobowy z łazienką u Pani Marii ZACH http://attersee.salzkammergut.at/hotel-unterkunft/oesterreich/unterkunft/430001167/privatzimmer-zach-maria.html
Do stałej dyspozycji mieliśmy lodówkę, czajnik i mikrofalówkę Brak stałego dostępu do kuchni w ogóle nas nie raził bo śniadania serwowane przez Panią Marię były bardzo smaczne i obfite na tyle, że najadłszy się jeszcze mogliśmy zrobić sobie po kanapce. Resztę dnia przeznaczaliśmy na korzystanie z uroków regionu, więc nawet nie odczuliśmy potrzeby gotowania sobie posiłków bo obiadokolację jedliśmy na zewnątrz podczas zwiedzania. Jeśli weźmiemy pod uwagę że za takie warunki zapłaciliśmy 20 Euro za dobę (za dwie osoby) to naprawdę warto taki wariant rozważyć. Właściciele kwater zazwyczaj znają angielski choć dobrze jest znać niemiecki przynajmniej na tyle aby operować podstawowym słownictwem. My mieliśmy z tym problem bo Pani Maria nie znała angielskiego a niemieckiego pamiętam bardzo niewiele.

Sam region Salzkammergut jest po prostu przepiękny. Salzburga dobrze nie zwiedziliśmy – byliśmy raptem tylko na zamku a w okolicy zwiedziliśmy jeszce tylko kopalnię soli w Hallstatt z epoki brązu – ciekawa kopalnia aczkolwiek wielokrotnie więcej oferuje zwiedzającym nasza Wieliczka. Zdecydownie korzystaliśmy z oferty trekkingowej no i malowniczego jeziora.

Attersee widok pomniejszony

Woda co prawda całkiem chłodna ale za to bardzo czysta. Warto zabrać jakieś butki do serfingu lub inne, w których można swobodnie stąpać po kamieniach. Warto kupić lub pożyczyć jakiś mocny ponton bo wypożyczenie nawet małego środka wodnego to koszt od 10Euro w górę za jedną godzinę.

Tras na rower od zarąbania:
Tu poniżej na zdjęciu góry widać rysujący się szlak:

???????????????????????

(przepraszam za jakość – nie zawsze miałem czas porobić zdjęcia z lepszego aparatu)

widok na szlak pomniejszony

Nawet jadąc drogą asfaltową nie musimy jak w Polsce obawiać się ciągle że ktoś nas zepchnie z drogi, oczywiście zwykłą ostrożność trzeba zachować ale widok rowerzysty czy kolarza robiącego trening w tym rejonie to normalna sprawa i nikt nie trąbi na takiego „dziwoląga“. Fajną sprawą oprócz wielu pasów rowerowych są oddzielne tunele pod górami dla samochodów i oddzielne dla rowerów.
???????????????????????
Oczywiście najpiękniej jest zabrać rower górski i puścić się w las. Jest pod co podjeżdżać. Tutaj polecam zabrać swój sprawdzony sprzęt bo mimo iż wypożyczalnie rowerów są, to jednak taka przyjemność jest cholernie droga (my zapłaciliśmy chyba po 15 Euro za dzień) a poza tym ich jakość oceniłbym na co najwyżej zadowalającą. Trenigu się nie zrobi, co najwyżej można rekreacyjnie pokręcić a jeślibyśmy chcieli pojeździć kilka dni to koszty są już spore. Przywożąc ze sobą rower, nasze możliwości turystyczne stają się nieocenione – warto wybrać się w jakąś objazdówkę i zawitać do jednego z wielu miasteczek – są bardzo urocze:

???????????????????????
Wracając już do Polski zahaczyliśmy o Wiedeń. Trochę za późno wyjechaliśmy z Unterach ale grzechem byłoby nie zajrzeć do stolicy. Zostawiliśmy samochód na skraju miasta w jednym z parkingów typu Park&Ride (śmieszny koszt) i około godziny 14.00 metrem udaliśmy się do centrum. Obeszliśmy dość sprawnie najważniejsze punkty Wiednia (filharmonia, ratusz, budynek parlamentu, katedra św. Szczepana)

Filharmonia nocą pomniejszony

a na dłużej zabawiliśmy w Muzeum Historii Kultury i Sztuki. Byliśmy tam 3 godziny i było to jeszcze za krótko. Naprawdę warto to muzeum zwiedzić. Koszty biletu sa niewysokie (bodajże 12 Euro za osobę o ile mnie pamięć nie myli) w stosunku do bogatej wystawy (nie tylko dzieła największych malarzy ale również artefakty ze starożytnego Egiptu, Grecji i wiele innych). Zdjęcia można robić wewnątrz bez dodatkowych opłat:

wnętrze sali muzeum historii kultury i sztuki
Niestety za późno przyjechaliśmy do Wiednia aby dokładniej zwiedzić katedrę św. Szczepana – zamykana jest o 21.00 (sezon letni) nie mówiąc nawet o zbiorach Habsburgów w Hofburgu. Mimo wszystko uważam że wpadając do Wiednia rano i zostawiając samochód właśnie na obrzeżach miasta można bardzo dużo zobaczyć w jeden dzień a wracając potem do Polski można przekimać w samochodzie gdzieś na większym parkingu przy autostradzie. Sporo ludzi się tak zatrzymuje. Latem noce są ciepłe a na parkingach są też ustawione łazienki z prysznicami – wystarczy aby nabrać sił na powrót do kraju.

Rowerem na Jurę Krakowsko-Częstochowską

Na jurę wybrałem się z żoną którejś sierpniowej soboty. Dawniej, kiedy mieszkałem przy granicy z Rosją bardzo często wybierałem się w góry, jednak zazwyczaj jeździłem w Tatry lub Beskidy. Teraz kiedy w dni robocze mieszkam w Kielcach, eksploruję ścieżki świętokrzyskie a w weekendy jeżdżę do Warszawy.  Jura była mi nieznana a odbyta wycieczka odkryła potencjał turystyczny tego regionu.

Pogody nie mieliśmy od rana najlepszej ale i tak wrażenia były jak najbardziej pozytywne.  Jura kieruje swą ofertę zarówno do wielbicieli zamków:

IMG_3721IMG_3839IMG_3871

amatorów jazdy rowerem (trasy zarówno trudniejsze i łatwe):

IMG_3749 IMG_3753

amatorów wspinaczki skałkowej:

IMG_3762 IMG_3772

a także do amatorów turystyki pieszej:

IMG_3796 IMG_3808

My przyjechaliśmy z żoną z Kielc do Zawiercia (a w zasadzie do rogatek Zawiercia, skąd ruszyliśmy na północ w kierunku rezerwatu góry Zborów.  Idąc mocnym krokiem lub jadąc rowerem można „zaliczyć” w tej okolicy sporo atrakcji nawet w ciągu jednego dnia.   My trochę marudziliśmy ale i tak wycieczka była udana. Po powrocie z góry Zborów podjechaliśmy jeszcze samochodem do Ogrodzieńca. (zwiedzanie zamku latem do godziny 20.00)